sobota, 7 kwietnia 2012

Wesołego jajka!

No i nadeszły kolejne święta więc życzę wam spędzonych ich w rodzinnym gronie. Dużo kolorowych pisanek. Bogatego zająca. Mokrego dyngusa i co tam sobie jeszcze zażyczycie ;))

piątek, 16 marca 2012

Ważne..... Jeśli ktoś i tak tu zagląda...

Witajcie, przez najbliższy czas ale nie określony nie pojawi się kolejny rozdział... Moja wena gdzieś przepadła pomijając prywatne sprawy to jeszcze dochodzą testy gimnazjalne za jakiś miesiąc więc nie mam zbytnio czasu, ochoty i w ogóle nie mam weny. Przykro mi.. Jeśli coś się zmieni na pewno napiszę... Ale na pewno nie przestaję pisać tego opowiadania.. Jeszcze poczytacie jakieś następne części ale nie w najbliższym czasie...
xoxo
Draqula

sobota, 4 lutego 2012

Pamiętnik Luce rozdział 7

Siódemeczko witaj :)
Oto kolejny rozdział.
Co do następnego to nie wiem...


Miłego czytania ;***



• • •



Poszłam odwiedzić Martina. Znowu. I tak wiedziałam, że będzie spać jak anioł.
Gdy weszłam do jego sali łóżko było w nietkniętym stanie. Pomyślałam, że zabrali go na jakiś rezonans albo coś. I salowa tym czasie zmieniła pościel. Postanowiłam usiąść i poczekać aż wróci. Minęła godziną i zaczynałam się denerwować czemu nie ma go tak długo. Postanowiłam się iść zapytać pielęgniarek co się dzieje i dlaczego nie ma go tak długo. Szłam pustym i ponurym korytarzem. Znalazłam pokój pielęgniarski, zapukałam i uchyliłam drzwi.
- Dzień dobry. Chciałabym się dowiedzieć o pacjęta Martina Fitza czy zabrano go na jakieś badania i jak długo to jeszcze potrwa. - powiedziałam.
- Chodzi ci drogie dziecko o tego młodzieńca w śpiączce? - zapytała jedna z pielęgniarek.
- Tak, a coś się stało? - zapytałam z niepokojem.
- On… Nie żyje… Przykro mi. - oznajmiła pielęgniarka. Gdy to usłyszałam zrobiło mi się słabo. Z początku nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że się przesłyszałam.
- A-ale j-jak t-t-too? - zapytałam przez łzy. Oczy miałam całe we łzach. Nie mogłam ba nie chciałam w to uwierzyć.
- Lekarze zrobili badania. Martin nie miał szans żeby wyjść z tego. Państwo Fitz zdecydowali, że lepiej będzie dla niego gdy odejdzie do lepszego świata - powiedziała pielęgniarka.
- Nie!!! To nie możliwe!! - krzyczałam.
Nie słuchając pielęgniarek pobiegłam do sali Martina z nadzieją, że tam już leży w swoim łóżku.
Wbiegłam do sali ale… Ujrzałam ten sam widok. Puste, zaścielone łóżko. Kierując się impulsem rzuciłam się na niegdyś jego łóżko, tam gdzie mój anioł spał. Nie czułam nic. Tylko jedną wielką i ogromną pustkę w sercu. Nie wiem jak długo tam leżałam i płakałam. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali. Miałam to w dupie. Nie obchodziło mnie nic ani nikt. Poczułam, że ktoś mnie przytula. Marzyłam żeby to był on i by powiedział, że wszystko jest ok i możemy idziesz razem iść. Niestety to nie był on. Była to moja przyjaciółka Aria.
- Chodź kochana do domu. Czas wracać. - powiedziała.
- A-alle ja n-nie chc-ce wr-r-ra-a-cać - powiedziałam nadal. Płacząc.
- Musisz. Twoja mama czeka na Ciebie. Już wie co się stało. - oznajmiła.

Chociaż trudno mi było się rozstać z tym łóżkiem ponieważ przypominało mi ono Martina wiedziałam, że muszę…. I tak nic nie zmienię. Nie przywrócę mu życia. Powoli wstałam. Aria objęła mnie ramieniem i zaczęła prowadzić ku wyjściu. Nie byłam w stanie sama iść pewno bym gdzieś na ścianę trafiła przez zapłakane oczy… Szłam prawie jak lunatyk. Nic nie czułam… Niczego nie było… Była tylko boląca prawda, że ON odszedł na zawsze z mojego życia… Nawet nie zdążyłam mu powiedzieć czegoś… Tych dwóch słów…



____________________________________
Już nawet nie będę pisać, że błędy nie sprawdzone bo to standard hehe xD
xoxo Draqula

wtorek, 31 stycznia 2012

Pamiętnik Luce rozdział 6

Witajcie! Dziś wam serwuję szósteczkę. Co do siódemeczki to nie wiem ale mam ferie zimowe to pewno jeszcze we ferie kolejny rozdział się pojawi.



Miłego czytania ;***




Minął tydzień. Wyszłam ze szpitala. Ale mama powiedziała, że jeszcze zostanę przez piątek w domu bo nie opłacało iść się na jeden dzień. Martin nadal nie wybudził się z śpiączki. Lekarze nie potrafili nic powiedzieć. Gdy wróciłam do domu zastała mnie miła niespodzianka. W środku domu wisiał szyld “ Witaj w domu” i moja przyjaciółka Aria razem tortem. Przywitałam się z nią. Aria codziennie przychodziła do mnie do szpitala po szkole. Ja gdy czułam się bardziej na siłach to odwiedzałam wiecznie śpiącego Martina. Spał spokojnie. Wyglądał jak anioł. Był aniołem. Dla mnie.
Lekcje nadrobiłam bez problemu. Aria w piątek przyniosła mi kolejne lekcje. Jeszcze gdy ta była w szkole poszłam odwiedzić Martina. Nadal spał… Powoli zaczynało mnie to martwić.
Poszłam do lekarza wypytać się o stan zdrowia Martina ale lekarz odprawił mnie z formułką “ Informacji o stanie pacjenta mogę udzielić tylko rodzinie” Myślałam, że mnie coś trafi na miejscu. Zła powróciłam do sali by zostać jeszcze przy nim.


Poniedziałek, 2 dni później.


Rano do szkoły odwiozła mnie mama nadal w obawie o moje zdrowie. Lekcje zaczęły się o 9 i pierwszą lekcją była historia. Normalnie myślałam, że zasnę na tej lekcji. Po historii lekcje mijały dość szybko. Może dlatego, że były mniej przynudzające… Po lekcjach zamiast do domu udałam się do szpitala. Pielęgniarki wpuściły mnie do sali Martina bezproblemowo. Może dlatego, że mnie już tu znały. Weszłam do małego, pomalowanego na biało pomieszczenia, w którym pikały różne aparatury do których Martin był podłączony i od razu skierowałam się ku jego łóżku. Torbę zostawiłam gdzieś w kącie i usiadłam się do niego na łóżko. Po chwili zaczęłam głaskać jego włosy.. Tak ślicznie spał.. Skoro spał to nie powinien wiedzieć o tym - pomyślałam i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. A potem jeszcze jeden na czole. Zaczęłam opowiadać mu o szkole ponieważ nie wiedziałam o czym mogę do niego mówić.
Gdy usłyszałam jakieś kroki na korytarzu zbliżające się do sali postanowiłam usiąść na krześle i poprawiłam mu pościel by nie było śladu. Po jakiejś długiej chwili drzwi się otworzyły. Weszli przez nie Państwo Fitz.
- Dzień dobry państwu. - powitałam ich przyjaźnie i każdemu z nich podałam rękę wstając przy tym.
- Witaj Luce. - odpowiedział pan i pani Fitz.
Byli to naprawdę uprzejmi ludzie i bardzo ich lubiłam. Stwierdziłam iż pewno chcieliby pobyć ze swoim synem sam na sam to postanowiłam pójść już sobie.
- Ja już chyba pójdę bo i tak dość długo tu jestem i pewno mama zaczyna się o mnie niepokoić. Było miło państwa spotkać. - powiedziałam uprzejmie. - Mam pytanie..- powiedziałam niepewnie nie wiedząc jaką otrzymam odpowiedź.
- Śmiało pytaj drogie dziecko. - powiedział pan Fitz.
- Chciałabym się zapytać czy wiedza coś Państwo na temat zdrowia Martina bo gdy ja się pytałam lekarza nic mi nie odpowiedział..
- Lekarze nam też niewiele mówią bo sami nic dokładnie nie wiedzą. Powiedzieli, że jeśli Martin nie wybudzi się przez najbliższe dwa tygodnie sami postarają się go wybudzić ze śpiączki. - poinformowała mnie pani Fitz.
- Ahaaa. Dziękuję za informacje. Musimy być dobrej nadziei. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do nich. - Miło było spotkać państwa. Dowidzenia. - pożegnałam się podając też rękę.
- Ciebie również było miło zobaczyć. - powiedzieli.
Pomyślałam, że może mama zaczyna się już o mnie trochę martwić bo zaczynało już zmierzchać a mnie nadal nie było w domu a nie wiem czy mama już wróciła z pracy.


Po jakiś 30 minutach byłam już w domu.


Gdy weszłam do domu od razu mama wyszła z kuchni by mnie przywitać, wypytać co w szkole i pewno ochrzanić, że nie dawałam żadnego znaku, że później wrócę do domu albo coś.
- Dziecko gdzieś Ty tyle czasu była? Już zaczynałam się o Ciebie martwić. - powiedziała i przytuliła mnie.
- Mamooo. Udusisz mniee… - zażartowałam. - Byłam u Martina w szpitalu i się troszeczkę zasiedziałam u niego a potem spotkałam jeszcze państwa Fitz i trochę rozmawiałam z nimi.
- Rozbierz się kochanie a ja w tym czasie wstawię wodę na herbatę.
- Ja poproszę kawę. - zaprotestowałam. Niezbyt przepadam za herbatą.
- Luce przecież wiesz, że powinnaś ograniczyć kofeinę.
- Oj no mamooo ja wiem… tylko… kiedy indziej. - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Ale jak będziesz starsza to nie narzekaj, że cię żołądek boli od kawy albo coś.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałam.
Po 5 minutach czułam zapach świeżo zaparzonej kawy. Weszłam do kuchni po kubek z moją ‘ ambrozją ‘ i poszłam usiąść się do salonu gdzie siedziała już moja mama.
- No więc opowiadaj jak było w szkole.
- Normalnie tylko się trochę pytali o szczegóły wypadku i w ogóle ale ich zbyłam tekstem, że nie chce o tym gadać i dali mi spokój. Naprawdę nie chciałam o tym mówi bo wtedy przypomina mi się zakrwawiona twarz Martina.
- A co u niego? - zapytała.
- U niego bez zmian. Lekarz mi nic nie powiedziała ale spotkałam państwa Fitz i od nich się dowiedziałam czegoś. Lekarze nadal nie wiedzą co będzie z Martinem. Powiedzieli, że jeśli przez najbliższe dwa tygodnie nie wybudzi się to sami się postarają się go jakoś wybudzić. Ale co dalej to nie wiadomo.
- Ochhh…. Oby wszystko było dobrze. - powiedziała i przytuliła mnie.
- Mamo tylko, że ja się czuję winna temu. - powiedziałam i się rozkleiłam.
- Dziecko ale to nie Twoja wina ani wina Martina. - powiedziała i mnie ponownie przytuliła.
- Ale jeśli nie wyciągnęłabym go na zakupy to nic by się nie stało…
- A skąd miałaś wiedzieć, że coś się stanie córuś. A właśnie. A propo wypadku. Przyszło zawiadomienie z sądu o tym, że rozprawa się odbędzie dopiero gdy Martin się obudzi i będzie mógł zeznawać. Do tego czasu sprawca wypadku nadal będzie przebywał w areszcie sądowym.
- Aha. To dobrze, że poczekamy również na jego zaznania. Jestem zmęczona. Pójdę się położyć. - powiedziałam i odstawiłam kubek do zlewu. - Dobranoc mamo.
- Dobranoc kochanie odpowiedziała i włączyła telewizor.
Byłam zmęczona, poszłam do łazienki z zamiarem wzięcia prysznica i ogarnięcia się do snu.
Gdy wyszłam z łazienki położyłam się do łóżka i od razu zasnęłam…




_____________________________
Błędy nie sprawdzone, pewno nigdy nie sprawdzę xD
xoxo Draqula

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Pamiętnik Luce rozdział 5

Tadam! No i pojawił się szybciej ;)
Jakoś nie specjalnie wyszedł i trochę krótki... :/



Lekarz chwilę milczał. Pewno czekał aż się uspokoję.
- Tak. Żyje ale jest w śpiączce i nie jesteśmy w stanie stwierdzić jak długo w niej pozostanie. Możliwe, że zbudzi się za dzień, dwa, trzy. Być może za tydzień albo dwa. Nie wiemy tego. Zawiadomiliśmy już Pańską matkę o wypadku jak również Państwo Fitz. Powinni się tu zjawić lada chwila.


30 minut później



- Kochanie jak dobrze, że nic poważnego się Ci nie stało. - powiedziała mama wchodząc do sali. - Jak się czujesz? Coś Cię boli? A może potrzebujesz czegoś?
- Tak mamo, wszystko w porządku, na razie nic nie potrzebuję. Troszkę obolała jestem ale to nic takiego. Myślę, że niedługo mnie wypiszą ze szpitala.
- Ale jak to się w ogóle zdarzyło.
- Jechaliśmy z Martinem na zakupy do centrum handlowego i nagle jakiś samochód wepchnął się na trzeciego wyprzedzając i Martin aby uniknąć czołowego zderzenia skręcił gwałtownie w prawo i stracił panowanie nad kierownicą i uderzyliśmy w drzewo.
- A co z Martinem? - zapytała.
- Jest w śpiączce. Nie wiadomo jak długo w niej pozostanie. - powiedziałam. Aby ukryć moje łzy odwróciłam głowę w innym kierunku żeby moja mama ich nie widziała Po chwili oznajmiła, że idzie do lekarza zapytać się o stan zdrowia i jak długo zostanę w szpitalu.



Gabinet lekarski

- Witam panie doktorze. Nazywam się Dorothea Perry jestem matką Lucindy Perry. Chciałabym się dowiedzieć o stan zdrowia mojej córki.
- Z Lucindą wszystko w porządku, doznała lekkiego wstrząsu mózgu ale to nie jest bardzo groźnie dla jej stanu zdrowia. Ma liczne stłuczenia ale nie ma żadnych złamań. Myślę, że przez następny tydzień Lucinda zostanie w szpitalu na obserwacji bo nigdy nic nie wiadomo więc lepiej dmuchać na zimne.
- Dziękuję za informację. A co z tym chłopakiem, który został przywieziony razem z Luce?
- Nie wiemy co tak naprawdę mu dolega ponieważ jest cały czas w śpiączce i nie wiemy kiedy się wybudzi. Niestety tylko tyle mogę powiedzieć.
- Dziękuję za wszystko - powiedziała Dorothea i na pożegnanie uścisnęła rękę lekarzowi.
Gdy szła do sali Luce napotkała jakieś małżeństwo, które właśnie szło w stronę gabinetu lekarskiego.
- Państwo Fitz? - zapytała
- Tak. A o co chodzi?
- Dzień dobry. Nazywam się Dorotea i jestem matką Luce. Mieli oni razem wypadek. Przykro mi, że jako sąsiedzi poznajemy się w takich okolicznościach.
- Tak to przykre. Czy wie pani co się stało?
- Tak, właśnie wyszłam z gabinetu lekarskiego a wcześniej byłam u córki i wszystko mi opowiedziała. Martin oraz Luce jechali na zakupy do centrum handlowego i podczas drogi jakiś samochód zaczął wyprzedzać i wepchnął się na trzeciego i Martin aby uniknąć czołowego zderzenia skręcił ostro w prawdo lecz niestety stracił panowanie nad kierownicą i nie dał rady wyhamować i uderzyli w drzewo.
- Czyli to nas syn był kierowcą, tak? - zapytał ojciec Martina
- Tak, myślę, że teraz najlepiej będzie jak pójdą państwo do lekarza on wszystko państwo wyjaśni co z synem.
Przyjaźnie pożegnałam się z państwem Fitz i udałam się do córki. Weszłam do sali i zobaczyłam, że śpi to postanowiłam usiąść się na krześle w rogu sali by jej nie zbudzić, pewno jest zmęczona po tym wszystkim.


__________________________
Błędy jak zawsze nie sprawdzone :P
Ehh.. No nie bijcie za to ;)
xoxo Draqula

piątek, 13 stycznia 2012

Pamiętnik Luce rozdział 4

Przepraszam za tak długą przerwę. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej ale co ja na to mogę poradzić jak mnie opuściła wena :(

Enjoy :**




Nim się zorientowałam było już po 17, więc pomyślałam, że jest czas na jakąś kawę. Zeszłam na dół żeby sobie ją zaparzyć. Nasypałam kawy do kubka, wstawiłam wodę i tylko czekałam aż się zagotuje. W między czasie poszukałam czegoś słodkiego do kawy i usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam ciekawa kto to jest bo przecież nikogo nie zapraszałam. Chyba, że to moja cudna przyjaciółka, która olała nasz wieczór filmowy nawet nie wiem z jakiego powodu… Ahh. Zdarza się - pomyślałam. Poszłam w końcu otworzyć te drzwi, gdy je wreszcie otworzyłam byłam lekko zdziwiona co tu robi mój sąsiad, Martin.
- O hej! Nie spodziewałam się Ciebie - uśmiechnęłam się - Wejdziesz? Właśnie robię kawę.
- Jasne. Z miłą chęcią - odpowiedział.
- Usiądź - oznajmiłam przyjaźnie - Co u Ciebie? -zapytałam
- Wszystko okej. Właśnie nudziło mi się troszeczkę. A u ciebie?
- A może być.
Gdy zagotowała się woda to zalałam kawy i zaniosłam je nam do salonu.
- I jak tam rozpakowywanie idzie? - zapytałam
- Część już rozpakowałem. Reszty to już mi się nie chciało. Przeważnie lubię samotnię ale dziś jakoś nie. Wolę pobyć w Twoim towarzystwie - uśmiechnął się.
Nie wiem dlaczego ale jak on się uśmiecha to pode mną się kolana uginają.
- Ejj a może byśmy skoczyli do centrum handlowego na jakieś zakupy? Co ty na to ? - zapytałam.
- Z miłą. I tak miałem w planach wybrać się na jakieś zakupy. - odpowiedział.
- To co wypijemy kawkę to skoczymy moim samochodem chyba, że chcesz iść pieszo. - oznajmiłam i zażartowałam.
- No okej. Ale dasz poprowadzić? - zapytał ze swoim uśmiechem.
- A masz prawo jazdy?
- Mam - odpowiedział
- Więc zgoda. - powiedziałam



20 minut później



Skończyliśmy pić kawę i Martin zaczął rozmowę:
- To co. Ja skoczę po kasę i dokumenty i za 5 minut spotkamy się przed garażem, co? - powiedział
- Jasne.
Wychodzą zawołał przez drzwi ,, Do zobaczenia’’


Sześć minut później stałam już przed swoim garażem z zamiarem wystawienie samochodu ale czyjeś ręce zakryły moje oczy.
- Zgadnij kto to?- zapytał żartobliwym głosem
- Hmmmm….. Niech pomyślę… ?
- Nieee…
- Mikey?
- Nieee..
- Ezra?
- Nie, nadal nie trafiłaś - zaczął się śmiać a ja się celowo bawiłam z nim w tą gierkę.
- To może Martin?
- A wiesz, że wydaje mi się, że tak. - zaczął się śmiać i wziął ręce z moich oczu. - To co jedziemy ? - zapytał
- Jasne, masz kluczyki. - rzuciłam mu kluczyki a on wystawił samochód i od razu otworzył mi drzwi ze strony pasażera i sam usiadł się za kierownicą.
- Tylko obiecaj mi że będziesz ostrożny z samochodem bo go ostatnio tuningowałam i nie chcę by się zepsuł od razu - powiedziałam
- Jasne, będę uważał - uśmiechnął się - Tylko będziesz musiała mi mówić gdzie mam skręcić bo nie znam jeszcze okolicy.
- Ok..



Muszę przyznać, że Martin to dobry kierowca. Prowadził spokojnie i opanowanie. Był uważny. Nie rozpraszał się zbytnio i dobrze słuchał moich wskazówek. Jazdę umilała nam muzyka lecąca w radiu. Lecz nagle parę metrów przed nami znalazł się samochód. Zbliżał się z ogromną szybkością. Aby uniknąć czołowego zderzenia Martin skręcił do rowu przy czym przy okazji stracił panowanie nad kierownicą i z impetem uderzyliśmy w drzewo. Ktoś wezwał policję i karetkę. Jego poduszka powietrzna nie otworzyła się. Nie wiem dlaczego…..
Uderzył mocno głową o kierownice. Z jego głowy leciała mocno krew. Byłam przerażona tym widokiem. Bałam się, że on…. Że mogę go stracić… Po chwili usłyszałam nadjeżdżającą karetkę pogotowia. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.. Musiałam zemdleć.


Po jakimś czasie… około 2 godzin


Obudziłam się w białym pomieszczeniu gdzie bardzo mocno raziły jarzeniówki. Nad moją głową pikała jakaś aparatura lecz nie byłam w stanie otworzyć oczu przez to światło. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało lecz nie mogłam z początku. Dopiero po chwili docierały do mnie wspomnienia z tamtego zdarzenia. Teraz już wiedziałam gdzie się znajdowałam. Leżałam w szpitalu. W pojedynczej sali.. Ale gdzie jest Martin?! Przeraziłam się bo przypomniała mi się jego twarz cała zakrwawiona… Przeraziłam się czy on …
Po chwili przyszła do mnie pielęgniarka i gdy zauważyła, że się obudziłam zawołała lekarza. Gdy przyszedł doktor zbadał mnie trochę oraz wypytał jak się czuję. Odpowiedziałam, że jestem nadal w szoku i nie pamiętam wszystkiego dokładnie.
- Panie doktorze.. - zapytałam
- Taaak.?
- Czy ten chłopak, ten co został przywieziony ze mną…. Martin… Czy on ….

Nie byłam w stanie nic dalej powiedzieć. Po prostu rozryczałam się…



_______________________________

PS. Przepraszam za błędy które nie są sprawdzone
xoxo Draqula
Pozdrawiam ;***

sobota, 24 grudnia 2011

All I Want For Christmas is You - My Chemical Romance

Zdrowych i Wesołych świąt życzę wam Moi Kochani ;*** <3
Obyście dostali prezenty, które chcieliście :D



xoxo
Draqula