poniedziałek, 16 stycznia 2012

Pamiętnik Luce rozdział 5

Tadam! No i pojawił się szybciej ;)
Jakoś nie specjalnie wyszedł i trochę krótki... :/



Lekarz chwilę milczał. Pewno czekał aż się uspokoję.
- Tak. Żyje ale jest w śpiączce i nie jesteśmy w stanie stwierdzić jak długo w niej pozostanie. Możliwe, że zbudzi się za dzień, dwa, trzy. Być może za tydzień albo dwa. Nie wiemy tego. Zawiadomiliśmy już Pańską matkę o wypadku jak również Państwo Fitz. Powinni się tu zjawić lada chwila.


30 minut później



- Kochanie jak dobrze, że nic poważnego się Ci nie stało. - powiedziała mama wchodząc do sali. - Jak się czujesz? Coś Cię boli? A może potrzebujesz czegoś?
- Tak mamo, wszystko w porządku, na razie nic nie potrzebuję. Troszkę obolała jestem ale to nic takiego. Myślę, że niedługo mnie wypiszą ze szpitala.
- Ale jak to się w ogóle zdarzyło.
- Jechaliśmy z Martinem na zakupy do centrum handlowego i nagle jakiś samochód wepchnął się na trzeciego wyprzedzając i Martin aby uniknąć czołowego zderzenia skręcił gwałtownie w prawo i stracił panowanie nad kierownicą i uderzyliśmy w drzewo.
- A co z Martinem? - zapytała.
- Jest w śpiączce. Nie wiadomo jak długo w niej pozostanie. - powiedziałam. Aby ukryć moje łzy odwróciłam głowę w innym kierunku żeby moja mama ich nie widziała Po chwili oznajmiła, że idzie do lekarza zapytać się o stan zdrowia i jak długo zostanę w szpitalu.



Gabinet lekarski

- Witam panie doktorze. Nazywam się Dorothea Perry jestem matką Lucindy Perry. Chciałabym się dowiedzieć o stan zdrowia mojej córki.
- Z Lucindą wszystko w porządku, doznała lekkiego wstrząsu mózgu ale to nie jest bardzo groźnie dla jej stanu zdrowia. Ma liczne stłuczenia ale nie ma żadnych złamań. Myślę, że przez następny tydzień Lucinda zostanie w szpitalu na obserwacji bo nigdy nic nie wiadomo więc lepiej dmuchać na zimne.
- Dziękuję za informację. A co z tym chłopakiem, który został przywieziony razem z Luce?
- Nie wiemy co tak naprawdę mu dolega ponieważ jest cały czas w śpiączce i nie wiemy kiedy się wybudzi. Niestety tylko tyle mogę powiedzieć.
- Dziękuję za wszystko - powiedziała Dorothea i na pożegnanie uścisnęła rękę lekarzowi.
Gdy szła do sali Luce napotkała jakieś małżeństwo, które właśnie szło w stronę gabinetu lekarskiego.
- Państwo Fitz? - zapytała
- Tak. A o co chodzi?
- Dzień dobry. Nazywam się Dorotea i jestem matką Luce. Mieli oni razem wypadek. Przykro mi, że jako sąsiedzi poznajemy się w takich okolicznościach.
- Tak to przykre. Czy wie pani co się stało?
- Tak, właśnie wyszłam z gabinetu lekarskiego a wcześniej byłam u córki i wszystko mi opowiedziała. Martin oraz Luce jechali na zakupy do centrum handlowego i podczas drogi jakiś samochód zaczął wyprzedzać i wepchnął się na trzeciego i Martin aby uniknąć czołowego zderzenia skręcił ostro w prawdo lecz niestety stracił panowanie nad kierownicą i nie dał rady wyhamować i uderzyli w drzewo.
- Czyli to nas syn był kierowcą, tak? - zapytał ojciec Martina
- Tak, myślę, że teraz najlepiej będzie jak pójdą państwo do lekarza on wszystko państwo wyjaśni co z synem.
Przyjaźnie pożegnałam się z państwem Fitz i udałam się do córki. Weszłam do sali i zobaczyłam, że śpi to postanowiłam usiąść się na krześle w rogu sali by jej nie zbudzić, pewno jest zmęczona po tym wszystkim.


__________________________
Błędy jak zawsze nie sprawdzone :P
Ehh.. No nie bijcie za to ;)
xoxo Draqula

Brak komentarzy: