sobota, 4 lutego 2012

Pamiętnik Luce rozdział 7

Siódemeczko witaj :)
Oto kolejny rozdział.
Co do następnego to nie wiem...


Miłego czytania ;***



• • •



Poszłam odwiedzić Martina. Znowu. I tak wiedziałam, że będzie spać jak anioł.
Gdy weszłam do jego sali łóżko było w nietkniętym stanie. Pomyślałam, że zabrali go na jakiś rezonans albo coś. I salowa tym czasie zmieniła pościel. Postanowiłam usiąść i poczekać aż wróci. Minęła godziną i zaczynałam się denerwować czemu nie ma go tak długo. Postanowiłam się iść zapytać pielęgniarek co się dzieje i dlaczego nie ma go tak długo. Szłam pustym i ponurym korytarzem. Znalazłam pokój pielęgniarski, zapukałam i uchyliłam drzwi.
- Dzień dobry. Chciałabym się dowiedzieć o pacjęta Martina Fitza czy zabrano go na jakieś badania i jak długo to jeszcze potrwa. - powiedziałam.
- Chodzi ci drogie dziecko o tego młodzieńca w śpiączce? - zapytała jedna z pielęgniarek.
- Tak, a coś się stało? - zapytałam z niepokojem.
- On… Nie żyje… Przykro mi. - oznajmiła pielęgniarka. Gdy to usłyszałam zrobiło mi się słabo. Z początku nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że się przesłyszałam.
- A-ale j-jak t-t-too? - zapytałam przez łzy. Oczy miałam całe we łzach. Nie mogłam ba nie chciałam w to uwierzyć.
- Lekarze zrobili badania. Martin nie miał szans żeby wyjść z tego. Państwo Fitz zdecydowali, że lepiej będzie dla niego gdy odejdzie do lepszego świata - powiedziała pielęgniarka.
- Nie!!! To nie możliwe!! - krzyczałam.
Nie słuchając pielęgniarek pobiegłam do sali Martina z nadzieją, że tam już leży w swoim łóżku.
Wbiegłam do sali ale… Ujrzałam ten sam widok. Puste, zaścielone łóżko. Kierując się impulsem rzuciłam się na niegdyś jego łóżko, tam gdzie mój anioł spał. Nie czułam nic. Tylko jedną wielką i ogromną pustkę w sercu. Nie wiem jak długo tam leżałam i płakałam. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali. Miałam to w dupie. Nie obchodziło mnie nic ani nikt. Poczułam, że ktoś mnie przytula. Marzyłam żeby to był on i by powiedział, że wszystko jest ok i możemy idziesz razem iść. Niestety to nie był on. Była to moja przyjaciółka Aria.
- Chodź kochana do domu. Czas wracać. - powiedziała.
- A-alle ja n-nie chc-ce wr-r-ra-a-cać - powiedziałam nadal. Płacząc.
- Musisz. Twoja mama czeka na Ciebie. Już wie co się stało. - oznajmiła.

Chociaż trudno mi było się rozstać z tym łóżkiem ponieważ przypominało mi ono Martina wiedziałam, że muszę…. I tak nic nie zmienię. Nie przywrócę mu życia. Powoli wstałam. Aria objęła mnie ramieniem i zaczęła prowadzić ku wyjściu. Nie byłam w stanie sama iść pewno bym gdzieś na ścianę trafiła przez zapłakane oczy… Szłam prawie jak lunatyk. Nic nie czułam… Niczego nie było… Była tylko boląca prawda, że ON odszedł na zawsze z mojego życia… Nawet nie zdążyłam mu powiedzieć czegoś… Tych dwóch słów…



____________________________________
Już nawet nie będę pisać, że błędy nie sprawdzone bo to standard hehe xD
xoxo Draqula

Brak komentarzy: