niedziela, 16 października 2011

Pamiętnik Luce rozdział 2

Więc... Po długiej przerwie publikuję 2 rozdział

Rozdział pisany przy koncercie marsów i piosenkach Comy.
Nie wiem kiedy ukaże się nast. część :)
Jest to najdłuższa część jaką kiedykolwiek napisałam xD Nie spodziewałam się tego xD
A teraz...

Enjoy ;*



Rozdział 2


Nagle usłyszałam, że ktoś do mnie podchodzi.
- Cześć - usłyszałam za plecami
Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam młodego chłopaka.

Był mniej więcej w moim wieku. Miał nie za długie, nie za krótkie włosy. Takie idealne jak dla chłopaka. Kolor ich jaśniejszy od zboża z grzywką na prawą stronę. Jednym słowem śliczny. - pomyślałam.

- Cześć- odpowiedziałam. Nie wiedziałam o co zagadać. Staliśmy tak w chwilę w milczeniu w końcu ’ tajemniczy nieznajomy’ odezwał się jako pierwszy.
- My się nie znamy. - uśmiechnął się - Jestem Martin. - podał mi rękę, by się przywitać a ja odwzajemniłam gest uśmiechając się do niego - Właśnie się wprowadzamy naprzeciwko, ale rodzice powiedzieli, że jeśli nie mam ochoty wnosić pudeł to nie muszę i właśnie wtedy zobaczyłam Ciebie i pomyślałem, że warto iść się przywitać.
- Miło mi. Jestem Luce. Gdzie będziesz chodził do szkoły? - zapytałam.
- Hmmm.. Do North Kansas City High School. Tak myślę. Jesteśmy nowi w tym mieście i nie bardzo się orientuję, a rodzice nie chcieli bym miał daleko do szkoły i zapisali mnie do najbliższej od naszego domu. - powiedział.
- O to fajnie. Ja też chodzę do NKCHS.* Jeśli byś chciał to mogę Cie oprowadzić po szkole. - zaproponowałam.
- Naprawdę? To świetnie! Będę Ci wdzięczy. Już myślałem, że sam będę musiał sobie radzić. - odpowiedział uradowany. A sama się cieszyłam bo lubię poznawać nowych ludzi.
- Tak, naprawdę. A poza tym lubię poznawać nowe osoby i z przyjemnością ci pomogę.
- Naprawdę nie wiesz jak się cieszę . - powiedział szczęśliwy. - Może potrzebujesz pomocy z umyciem samochodu.? - zapytał.
- Z chęcią, ale jeszcze się pobrudzisz.
- Eee tam. - odparł - Ubrania można zawsze wyprać. A poza tym może być dobra zabawa. - powiedział wesoło. Było to lekko podejrzane. Zaczęłam się zastanawiać co on knuje.
- Mycie samochodu zabawne??? - zapytałam myśląc że się przesłyszałam - Chyba sobie ze mnie żartujesz. - odparłam.
- Naprawdę. Mówię serio.
- Ok. Łap - powiedziałam rzucając mu mokrą szmatkę. Trzeba przyznać, że ma refleks bo ją w porę złapał.
- Dzięki.
- Więc, skąd przyjechałeś? - zapytałam.
- Z Nowego Orleanu. - odpowiedział.
- Z Nowego Orleanu? - powtórzyłam i zdziwiłam się - Przecież to strasznie daleko.
- Wiem, ale tata dostał awans do innej jednostki, czyli tutaj, więc musieliśmy się przeprowadzić bo nikt nie chciał aby tata zmarnował taką szansę. - powiedział.
Nawet nie wiem kiedy skończyliśmy myć samochód i nagle oberwałam pianą od wody do mycia samochodu. Zrobiłam wtedy chyba ze zdziwienia niezły wytrzeszcz.
- Co jest grane?! - zapytałam.
- Nic. Po prostu mówiłem, że mycie samochodu może być zabawne - powiedział a banan nie schodził mu z gęby.
- A więc tak.. Chcesz mieć wojnę? - zapytałam a on się tylko zaśmiał- No to proszę bardzo - mówiąc to rzuciłam w niego mokrą gąbkę od mycia auta.
Nie minęła nawet chwila kiedy tym razem on rzucił we mnie gąbką. Po paru chwilach cali byliśmy mokrzy i nie mogący przestać się śmiać. Muszę przyznać, że świetnie się bawiłam w jego towarzystwie. I tak dziś siedzę sama tylko mama będzie w domu to jej chyba nie zrobi różnicy czy go zaproszę czy nie.
Po raz drugi tego dnia prawie dostałam zawału serca od mojego dzwonka. Tym razem przyrzekłam sobie, że zmienię ten dzwonek do jasnej cholery. Dopiero gdy skończyłam myśleć pokapowałam się, że cały czas byłam zatopiona w jego oczach. Miał śliczne błękitne oczy, w których można byłoby utonąć na baaardzo długi czas. Po w chwili w końcu odebrałam ten przeklęty telefon.
- Słucham?
- Cześć kochanie, co tam u ciebie?
- W porządku. Skończyłaś już pracę? - zapytałam.
- Tak, ale jadę do przyjaciółki do mnie potrzebuje coś się stało i muszę teraz przy niej być. Mam nadzieję, że nic się nie stanie jak nie wrócę na noc, ale przecież i tak dziś do ciebie ma na noc przyjść twoja przyjaciółka Aria. Więc mam nadzieje, że mogę być o was spokojna, że nie rozniesiecie mi domu. - zażartowała
- No pewnie, że się nic nie stanie jak nie wrócisz na noc. A poza tym Aria i tak nie przyjdzie bo nie mogła. Coś jej wypadło.
- Ohh. To szkoda…- powiedziała.
- Nic się nie stało. Umówiłyśmy się na inny weekend. O której jutro wrócisz? - zapytałam.
- Nie wiem kochanie. Pewno po pracy. Więc do zobaczenia jutro. Paa. - pożegnała się
- Paa mamo. - powiedziałam i się rozłączyłam.
- Coś się stało?- zapytał Martin zatroskanym głosem.
- Nieee. Nic się nie stało. Moja mama dzwoniła i powiedziała, że nie wróci na noc bo musi jechać do przyjaciółki bo jej potrzebuje. - odpowiedziałam. - I co masz dość tej wojny ??? - zapytałam.
- No nie wiem. - odpowiedział.
- Lepiej idź się przebrać i wziąć prysznic. Bo się przeziębisz a poza tym ubrania kleją ci się do ciała. - powiedziałam śmiejąc się.
- No faktycznie. Masz racje. Raczej już pójdę.
- W każdym razie dzięki za pomoc przy myciu samochodu. Może wpadnie do mnie potem. Ja też pójdę wziąć prysznic i posprzątam te rzeczy do garażu.
- Nie ma za co. - mówiąc to uśmiechnął się a ja poczułam jakby pode mną się ugięły kolana. - A jeśli nie masz nic przeciwko temu to z chęcią wpadnę. -powiedział.
- To super. Do zobaczenia.
Gdy odchodził pomachałam mu jeszcze po przyjacielsku.


Jakąś 1 godzinę później.

Na dworze zaczynało robić się trochę ciemno i chłodno. Wzięłam prysznic i się przebrałam, lecz wcześniej posprzątałam rzeczy od samochodu. Właśnie zaparzyłam sobie kawę gdy zobaczyłam, że minęła jakaś godzina pomyślałam, że niedługo powinien przyjść blond włosy chłopak. Czyżby zależało mi na tym, że się przejęłam, już zaczynam nie ogarniać moich uczuć. No cóż… Wszystko się okaże. - pomyślałam.
Skończyłam pić kawę gdy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Pomyślałam, że to musi być ON. I wcale nie myliłam się. Gdy otworzyłam drzwi ujrzałam Martina z herbacianą różą w ręce. Teraz to już w ogóle się ugięły pode mną kolana.
- Witaj.- powiedział - To dla Ciebie - powiedział i podał mi róże.
- Jeju jakie to miłe z Twojej strony. Dziękuje. - byłam naprawdę zaskoczona. - Wchodź - powiedziałam.
- Hmm.. W sumie to myślałem, że uda mi się Ciebie wyciągnąć na jakiś spacer. Co prawda nie znam okolicy, ale możemy pójść do parku. Przejeżdżaliśmy koło niego więc wiem gdzie jest. - uśmiechnął się.
- Jasne czemu nie - powiedziałam. Byłam zaskoczona takim obrotem sprawy. Wzięłam klucze i zamknęłam dom i powiedziałam - Noo możemy już iść.
Szliśmy w milczeniu. Nawet nie wiem dlaczego żadne z nas nie przerwało tej ciszy, może nikt nie chciał jej przerywać. Całą drogę szłam wąchając różę, którą dostałam od Martina. Dopiero w parku zajarzyłam, że nie zostawiłam jej w domu. Choć może dlatego, że nie chciałam jej zostawiać? Nie wiem to wszystko jest dziwne. Postanowiłam przerwać tą idealną ciszę.
- Kurczę, ale ze mnie gapa. Cały czas mam ze sobą róże zamiast wstawić ją do wazonu by nie zeschła za szybko- w sumie nie wiem czemu to powiedziałam, ale na pewno była to prawda.
- Heh. E tam.. Nic się nie stało. Na pewno nie zeschnie.
Usiedliśmy na pobliskiej ławeczce.
Po chwili odezwał się mój towarzysz.
- Nie jest ci zimno? - zapytał z troską w głosie. Po raz kolejny tego dnia.
W sumie było mi trochę zimno.
- Czy ja wiem… Tak troszeczkę… - przyznałam się a on nie czekając na nic zaczął zdejmować swoją bluzę.
- Ejjj co ty wyprawiasz? - zapytałam.
- Jest ci zimno. Nie chce żebyś przemarzła. W końcu to ja cię wyciągnąłem na dwór. - powiedział i zarzucił mi swoją bluzę na ramiona a ja ją ubrałam i zapięłam i zatopiłam się w jego zapachu.
- Dziękuję. Nie musiałeś. - uśmiechnęłam się - Wracajmy już bo jeszcze ty też się przeziębisz.
Jak przystało odprowadził mnie pod drzwi. Znowu wracaliśmy w ciszy. Gdy tak staliśmy pod drzwiami zaproponowałam żeby wszedł do środka. Zgodził się i poszliśmy do kuchni.
- Chcesz coś do picia? Kawę czy herbatę ? -zapytałam
- Jasne. Poproszę kawę. Kocham ten napój. - powiedział.
- Ty też? - zapytałam. - Ja też uwielbiam kawę. Mogę pić ją cały czas.
- Trochę tu zimno, może rozpalę w kominku? - zapytał a ja się zorientowałam, że nadal. Mam jego bluzę na sobie. - No pewnie. Sorka. Zapomniałam, że nadal mam na sobie Twoją bluzę. Już ci oddaje. - powiedziałam i zaczęłam ją zdejmować. Tym czasem Martin się odezwał.:
- Nie no spoko. Może ją nadal mieć jak chcesz. - uśmiechnął się tak że zaczęły się uginać kolana pode mną. Znowu - pomyślałam.
- Dzięki. - powiedziała bo nie wiedziałam co innego mogę powiedzieć.
Gdy woda gotowała się ja w tym czasie wstawiłam różę do wazonu z wodą.
Woda się zagotowała a ja zalałam kawy i wzięłam je do salonu gdzie Martin nadal rozpalał ogień w kominku.


____________________________
Błędy jak zawsze nie sprawdzone za co sorka...
xoxo Draqula
Pozdrawiam :*

4 komentarze:

Haribo pisze...

:* hejka
Fajne opo. :)

dracula pisze...

dzięki ;* mam nadzieję, że dalsze części też ci się spodobają, jak i wszystkim, którzy to czytają xD

Anonimowy pisze...

Z tą bluzą coś mi się przypomniało i zrobiło się smutno, ale nie będę się smutać o jakiegoś chłopaka, więc jest okej. :)

Co do mojego opisu chłopaka- świetnie go zapamiętałaś. ;D

Mam nadzieję, że pamiętarz iż, nazwisko Book już jest zarezerwowane. (:

Fajne opowiadanko, buziaki c;

dracula pisze...

No pewnie, po co się smutać =)


Opisu nie zapamiętałam tylko miałam jeszcze tego esa :P

Pamiętam, że to nazwisko jest zarezerwowane i ubolewam nad tym bo nie wiem jakie wymyślić. xD

Mam nadzieje, że dalsze części też ci się spodobają =) buziaki :*